Budzik zadzwonił o 6:20.
Wyłączyłem go, stawiając jedną nogę na ziemi.
Nie byłem w stanie wstać, bolały mnie oczy, głowa i czułem się jak śmierć.
Stwierdziłem że jeśli ominę jedne zajęcia to nic się nie stanie, zwłaszcza że i tak między pierwszymi a kolejnymi była dziura ponad 4h.
Obudziłem się o 11:04.
Czułem się jeszcze gorzej.
Sam nie rozumiem, przecież spałem więcej.
Mocna kawa i gorący prysznic postawiły mnie jednak na nogi.
Tematem moich rozmyślań był H.
A dokładniej podróże które to już od pół roku odbywa.
H. Obieżyświat.
Pamiętam to bardzo dokładnie.
Pewnego dnia H. podczas podróży samochodem wyszedł z tematem Norwegii.
-Stary, tutaj to jest dziura, praca jest do niczego, nic tu nie osiągnę. - Powiedział H.
-Ameryki to Ty nie odkryłeś, ale przecież nie masz tak źle chyba?
-No niby nie, ale mam tak żyć do końca życia? Zarabiając 1200 zł?
-Oczywiście że nie, ale kto Ci powiedział że będziesz zarabiać tutaj 1200 zł do końca życia?
-Norwegia jest zajebista pod tym względem, to jest raj na ziemi. Mówię Ci stary!
-Wiesz, zapewne jest, myślę że wszystko poza tym krajem nim jest, w każdej kwestii.
-Ale stary! Tam jest tyle pracy! Jak nie znajdziesz jej sam, to rząd Ci ją znajduje, zasiłki za które można generalnie żyć!
-Coś za kolorowo to dla mnie brzmi, no ale nie byłem, nie wiem.
-Tam tak jest, JA to wiem! Na pewno! To mój raj na ziemi...
Warto wspomnieć że H. zaczął pracować już dosyć wcześnie, i praca była tym samym powodem dla którego rzucił szkołę. Stwierdzał że matura tak naprawdę to tylko papierek, i nie jest warta jego czasu tam. Był tym zmęczony, monotonia dojechała go do takiego stopnia że pewnego dnia wybrał pracę ponad edukację.
H. Był też niestety bardzo leniwy. Co zapewne też w pewnym sensie przyczyniło się do biegu tych wydarzeń.
Szanuję jego decyzję, gdyż dzięki niej jest teraz tam, a nie tu. Każdy jest panem własnego życia.
Pół roku później, o ile dobrze pamiętam H. kończyła się umowa o pracę. Twierdził od razu że zapewne na przedłużenie nie ma co liczyć, więc będzie musiał szukać czegoś nowego.
I miał rację. Jak zwykle z resztą. Umowy mu nie przedłużyli, i tak H. szukał czegoś nowego.
Niestety dużego doświadczenia w pracy nie posiadał, co nie było w żadnym wypadku plusem w jego sytuacji.
Ale nie szło mu to, mijał miesiąc, drugi.
H. wciąż był bez pracy.
W Maju, pewnego ciepłego wieczora w moim samochodzie powiedział:
-Myślałem o tym żeby wyjechać do Norwegii.
-Ale jak wyjechać?
-No normalnie, po prostu. Spakować się i wyjechać.
-No wiesz, mógłbyś, ale przemyślałeś to?
-Tak, dużo nad tym ostatnio myślałem.
-Tylko wiesz H. Tak naprawdę bez odgórnej pracy, to możesz mieć problem ze znalezieniem jej od tak, na ulicy.
-A tam stary, pracy tam jest mnóstwo! Rząd mi pomoże, będę zarabiać krocie!
-Ale H. Nie masz nawet matury, prawa jazdy ani zbyt dużego doświadczenia, nie chcę Cię zniechęcać ani nic w ten deseń, ale myślę że po prostu wrócisz z niczym...
-Nieprawda, zobaczysz. Myliłem się kiedyś?
-Zapewne tak...
-Kiedy?
-Nie pamiętam na chwilę obecną ale...
-No więc właśnie.
H. niestety, lub stety był człowiekiem który zmieniał zdanie niezwykle rzadko. Jeśli w ogóle. Kiedy coś postanowił, to zwykle żadne argumenty nie mogły zmienić jego decyzji.
Cas również mówił mu to samo, ale H. twardo bronił swoich racji.
Nie przejmowałem się tym bardzo, znaczy owszem, myślałem o tym dużo, ale nie mogłem sobie wyobrazić tego że H. pewnego razu po prostu wyjeżdża do Norwegii.
Pod koniec maja H. wyszedł z pomysłem abyśmy to spożyli kilka napoi wysokoprocentowych gdyż ma mi coś ważnego do powiedzenia.
Zaniepokoiło mnie to gdyż zwykle H. nie wychodził z takimi pomysłami, ale nie przewidywałem najgorszego.
Udaliśmy się więc do sklepu gdzie je zakupiliśmy, a H. po paru godzinach powiedział mi:
-Wiesz stary, pomyślałem o tym wszystkim bo mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
Serce mi zadrżało. Nie miałem pojęcia co powie H. Nienawidziłem takich sytuacji. Czułem jak gdyby coś wbiło mi się w serce przez ten krótki moment niepewności.
-Tak? - zapytałem go drżącym głosem.
-Wyjeżdżam do Norwegii. Za 2 tygodnie. To już prawie pewne.
-Ale... Ale jak?
-Tata też mnie do tego nakłonił, nie mogę już siedzieć dłużej w domu. Muszę coś zrobić ze swoim życiem.
-Rozumiem.... Nie no ciesze się bardzo.
-Poza tym. To będzie świetna przygoda!
-Na pewno stary.
Wtedy to wszystko się zawaliło. Rzecz która nie przeszła mi nawet wtedy przez myśl stała się rzeczywistością.
Co prawda co chwilę szansę na wyjazd H. rosły i malały na przemian.
Ale i tak, stało się. H. powiedział że wyjeżdża pojutrze.
Na początku nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Pewnie dlatego że nie potrafiłem się z tą informacją pogodzić.
Nasze rozmowy z Casem ograniczały się tylko do tego tematu.
Jak?
Po co?
Obaj byliśmy zgodni że H. mógłby zostać tutaj, i zarabiać spokojnie 1700 zł, gdyż miał taką możliwość. I dla mnie i Casa była to kwota wystarczająca.
Nie dla H.
H. Chciał więcej. Chciał podróżować, zwiedzać, i próbować czegoś nowego.
Martwiliśmy się że H. bez jakichkolwiek kwalifikacji do pracy tam, po prostu wróci po miesiącu.
Ale to wszystko było początkiem.
Pożegnałem się z H. w ostatnim dniu. Uściskaliśmy się, ja życzyłem mu powodzenia. Obiecał że wróci.
I wrócił.
Ale po 3 miesiącach.
To były jedne z najgorszych 3 miesięcy mojego życia.
Ale do tego jeszcze wrócę.
No comments:
Post a Comment