Wednesday, November 20, 2013

Cas jako syzyf - 19.11.13

Znowu się nie wyspałem.

Taki to czas kiedy doba trwa dla mnie 16 h, z czego 16 z nich jestem poza domem.

Korepetycje, praca.

Dzień znowu był ładny.

Ruch o dziwo też był.

Jakiś tam był.

Do kina przyjechała wycieczka osób niepełnosprawnych, głównie psychicznie.

Było mi ich żal.

Ale zauważyłem pewną zależność, byli bardziej uprzejmi niż normalni klienci z którymi zwykle mam styczność.

Później nadszedł jak zwykle czas stypy, czyli kiedy to klient pojawiał się tak rzadko, że prawie wcale.

Na przerwie znów delektowałem się pogodą, ale głównie słońcem.

Toż to rzadkość jest, zwłaszcza teraz.

Skończyłem pracę chwilę przed 16, a złożyło się tak że akurat Cas był w pobliżu mojego miejsca pracy i postanowił że podrzuci mnie do domu.

Bardzo mnie to ucieszyło gdyż z Casem nie widziałem się już chwilę, w weekend zajęcia, potem praca.

Wsiadłem do jego BMW, i od razu zapaliłem papierosa gdyż w pośpiechu porannym nawet nie zdążyłem ich sobie zrobić.

Wymieniliśmy kilka zdań na wejściu.

-Bardzo Ci się stary spieszy? - Zapytał mnie Cas.
-Generalnie to nie, korki mam dopiero o 19, więc jeszcze mam trochę czasu. - Odparłem.
-To mogę podjechać jeszcze do Buma Square? Muszę wysłać opony.
-Nie ma problemu.

Generalnie to nawet lepiej, mogłem spędzić z Nim jeszcze więcej czasu.

Buma Square było pozornie niedaleko, podróż była szybka.
Cas w tym czasie opowiedział mi historię jak to chciał wysłać je pocztą, gdyż słyszał że ponoć się da.

Uwielbiałem słuchać jego opowieści, nawet tych o niczym gdyż Cas bardzo barwnie i dobitnie opisywał rzeczywistość.
Nie pomijając nawet najmniejszych szczegółów, opowiadał to w tak ciekawy sposób że dostarczało mi to bardzo dużo radości.

-Stary.... Wiesz co mi się dziś przytrafiło? - Zapytał retorycznie Cas.
-No, co? - Dociekliwie zapytałem.
-W końcu jakiś koleś kupił te opony, więc musiałem je dziś wysłać, ale sprawdziłem na allegro że ważą tak koło 7-10 kg.

Tutaj pojawił się już pierwszy uśmiech na mojej twarzy i już wewnętrznie podśmiewałem się w myślach.

-Zapakowałem je wczoraj, a wiesz. To są 4 opony dostawcze, wzmacnianie więc trochę mi to zajęło. - relacjonował Cas.
-Na poczcie nadludzką siłą wtaszczyłem je na wagę Pani "poczciarki" a ona powiedziała mi:
"Ale zaraz! Te opony ważą ponad 30 kg!
-Jak to? - odrzekłem
-Moja waga ma limit do 30 kg, a wyświetla się 30, nie może Pan tego wysłać!"

Tutaj wybuchłem panicznym śmiechem.

Jako że nie mogliśmy podjechać centralnie pod Buma Square, zaparkowaliśmy samochód koło Mc'Donalda  który znajdował się ok 200 metrów od celu, a tam Cas zdał sobie sprawę że musi wysłać właśnie te ciężkie opony.

-Trudno, przetoczę je. - Powiedział pewnie Cas.

I jak powiedział tak zrobił. Znaczy starał się.

Wyglądało to co najmniej groteskowo i komicznie, niczym jakieś przedstawienie w teatrze, grane przez samego Casa.

Toczył opony pod górkę z lekkim trudem, a gdy mijaliśmy stację paliw gdzie zaparkowany stał bus, a w nim jego kierowca Cas powiedział:

-Ty! A może pan "busiarz" chce je kupić!

A propo pana "busiarza" - w naszym słowniku jest to nazwa własna.
Generalnie każdy zawód mógł być zdrobniony i zmieniony do tego stopnia, np: Pan taxiarz, Pan tirzarz. Pan Pałarz (Policjant).

I to zawsze musiał być Pan, inaczej nie miało to dobrego wydźwięku.
Ten sam zabieg zawsze stosowaliśmy z H.

Cas opornie toczył opony po chodniku, ku sporym zdziwieniu przechodniów.

-Jak by było zamknięte to bym się tak wkurwił, chyba bym się popierdolił - z goryczą i złością powiedział Cas.

Cas skojarzył mi się z Syzyfem, tylko że bardziej modernistycznym - taki Cas - Syzyf XXI wieku, który to zamiast kamienia toczy opony.
A te miały być właśnie symbolem postępu.
Później do tego wrócę.

Gdy Cas dotoczył je pod budynek, przypomniał sobie że nie zna dokładnego adresu, wejścia do budynku.

Poszedł więc go poszukać kiedy ja pilnowałem opon.

Po chwili wrócił uradowany i rzekł:

-HEE! To zaraz za rogiem.

I tak też było.

Wszystko wyglądało dobrze, plan Casa się powiódł.

Z ciekawości spojrzałem na drzwi, a dokładniej na szyld z godzinami otwarcia.

Wybuchłem śmiechem, nie mogłem oddychać.

Gdy Cas zauważył mój wielki ubaw, powolnym i niespokojnym krokiem podszedł do drzwi, gdyż zapewne już sam wiedział co spowodowało nagły wybuch śmiechu u mnie.

"Czynne od 9:00 do 16:30"

Cas nie szarpnął nawet za klamkę, resztkami nadziei sięgnął po telefon aby sprawdzić na nim godzinę, co wywołało kolejny atak śmiechu. Wyglądało to komicznie, w tej sekundzie Cas przypominał mi aktora który to gra swoją rolę w jakimś filmie lub sztuce.

Była 16:53.

Cas rzekł:

-JAAAAAA. Nosz japierdole, nie wierze. To jest niemożliwe. Tak być przecież nie może. Chuj z oponami, chuj z tą kasą, chuj z tym światem, chuj ze wszystkim. Jutro pójdę się zachlać i będę mieć to wszystko w dupie. - Z wyraźnym zrezygnowaniem i poirytowaniem w głosie.
-Ale dlaczego akurat jutro? -Zapytałem go.
-No w sumie masz rację, generalnie nawet dziś.

Cas znów musiał przetoczyć opony z powrotem do samochodu. Co prawda przez krótką chwilę w jego głowie pojawił się pomysł podjechania samochodem tutaj, żeby to nie musieć się znów męczyć, ale po analizie trasy objazdu całego ronda Matecznego zrezygnował, i stwierdził że już lepiej je przetoczyć.

Gdy Cas toczył kamień na dół pod jego nosem dało się słyszeć:

"-Dzień dobry! Do której są państwo otwarci?
-Witam! Do godziny 18.
-O! To świetnie! Spieszy mi się dziś więc wyrobie się w sam raz, mogę przyjechać prawda?
-Oczywiście że pan może panie Cas!
-Super! W takim razie do zobaczenia!"

-Głupia cipa - Z przekąsem wymamrotał Cas.

Oczywiście wszystko to wypowiadane było w wielkiej ironii, ale mój ubaw nie znał granic. Dlatego uwielbiałem przebywać z Casem, zawsze było śmiesznie.

Cas używał już później nogi, gdyż ręce miał całe usmolone, robił to nawet od niechcenia, co wcale mnie nie dziwiło.

Włożył je z powrotem do samochodu i odwiózł mnie do domu co jakiś czas wspominając zaistniała sytuację.

I to dobitnie ukazywało Casa jako Syzyfa XXI.
Cały wysiłek i starania wciąż wracały do punktu wyjścia.

Dzień przez Niego na pewno zaliczyłem do udanych.

I to właśnie Niemu dedykuję tę notkę.

No comments:

Post a Comment