Saturday, November 9, 2013

Limit w bankomacie i smutek z Casem. - 02.11.13

Po wczorajszym feralnym dniu, wciąż czułem w głębi smutek i zło.
Za oszczędności które udało mi się uzbierać przez ostatnie miesiące postanowiłem założyć gaz do "Helmuta"
Helmut był moim samochodem od 2 lat. Stary i poczciwy Fiat Uno. Nie komfortowy, nie przyspieszał, ale jednak był mój.

Znajomy powiedział mi że jest to totalnie nieopłacalne, i że za podobną cenę jest do sprzedania fajny samochód.

Umówiłem się na oglądanie go, i tak gdy jeszcze byłem na spacerze z psem zadzwoniłem do Casa.

Cas wciąż nosił w sobie smutek,złość i zapewne wszelkie inne negatywne emocje, po prostu cierpiał.

-Cześć Cas, słuchaj mam fajny samochód do obejrzenia, ale sam nie pojadę.
-Nie ma sprawy stary, będę za 30 min i możemy jechać go obejrzeć.

Co jak co, ale Cas był człowiekiem na którego można było liczyć w każdej sytuacji.
Zapewne gdybym zadzwonił o 3 w nocy i powiedział mu że muszę pozbyć się ciała, jego reakcja była by zapewne taka sama. Bardzo to u Niego ceniłem.

Zaraz po przyjeździe, zapaliliśmy z Casem papierosa i wywiązała się taka oto rozmowa.

-Ty stary, zalejmy się dziś. - powiedział Cas.
-No w sumie. Można.
-No to w drodze powrotnej coś kupimy i pojedziemy do mnie.

Pić nie lubiłem, głowy też nie miałem, ale Cas potrzebował, a ja jako Jego przyjaciel nie mogłem mu odmówić.

Cas zaparkował swoje BMW koło placu na stawach. Mieliśmy przejść wzdłuż błoni, gdyż tam zaparkowany był samochód.
Przechodząc koło stadionu Cracovi, Cas rzekł:

-Wiesz co stary? Ja tego kompletnie nie rozumiem.
-Ale czego?
-No sensu tej piłki nożnej. Kilku kolesi biega za kawałkiem gumy napompowanej powietrzem, reszta im kibicuje, a jeszcze inni obijają sobie mordy.
-Ja też nie rozumiem fenomenu piłki nożnej, pewnie dlatego siedzą w tych klatkach.
-Za cenę tego stadionu, plus całej obstawy policyjnej z miasta można byłoby wykarmić wszystkie głodne dzieci w Polsce przez rok.
-Wiesz, pewnie tak. Ale masz na to jakiś wpływ?
-Nie, ale irytuje mnie to.
-Nie przejmuj się tym skoro nie masz na to wpływu.

Na miejscu Cas starannie obejrzał samochód, zrobił 6 okrążeń wokół niego, patrzył w każde możliwe miejsce.
Gdyby ktoś nie wiedział co robi, to mógłby pomyśleć że to jakiś rytuał, tak to przynajmniej wyglądało.

W końcu gdy Cas skończył powiedział:

-Stary, za taką cenę.... Ja bym go brał.

Ucieszyłem się, gdyż samochód był w naprawdę okazyjnej cenie, i wyglądał świetnie, mimo na swoje lata.

Niestety brak gotówki w moim portfelu wymusił na nas wyruszenie w podróż w poszukiwaniu bankomatu.
Ach, ten XXI- y wiek, gdzie mogę mieć moje pieniądze praktycznie kiedy i gdzie chce. Tak przynajmniej myślałem.

Bankomat wydał mi tylko połowę sumy o którą go prosiłem, i mimo że prosiłem, sprawdzałem i liczyłem, nie chciał wydać już ani złotówki więcej.
Ach tak, przecież gdy zakładałem konto, domyślny limit w bankomacie wynosił tylko 500 zł, a że nigdy nie pomyślałem że na moim koncie będzie kwota wyższa niż ta, nie zmieniłem go.
Tiaaa. Była sobota, więc o wypłacie pieniędzy mogłem zapomnieć.

Przenieśliśmy więc transakcję na dzień następny, kiedy to mój limit miał minąć, i kiedy to mogłem wyciągnąć już pieniądze.

Siedząc w samochodzie Casa i paląc papierosy obserwowaliśmy co dzieje się na placu na stawach.
Ludzie zwykle starsi handlujący zwykle owocami i warzywami. Było w tym coś interesującego mimo że pozornie było to proste i nawet oczywiste.
Ale nasza uwagę przykuła walka z gołębiem pewnej pani. Ta zaciekle walczyła aby to on odleciał i nie siedział na wspornikach, a ten za wszelką cenę nie chciał posłuchać, więc próbował podlatywać w to samo miejsce.
Było to naprawdę zabawne, zwłaszcza że w pewnym momencie Cas powiedział:

-Patrz, gołąb zaciekle nie daje za wygraną!

Komentarz Casa rozbawił mnie jeszcze bardziej. Powoli wracał do dawnego Casa.

Dochodziła godzina 15, w drodze do domu Casa, zatrzymaliśmy się jeszcze aby to zakupić kilka wysokoprocentowych trunków. Niedaleko tego miejsca mieszkała mama H. A że dawno Jej nie widzieliśmy stwierdziliśmy obaj że wpadniemy do Niej,

Jak już pisałem wcześniej, napiszę jeszcze raz.
Mama H była bardzo wyjątkowa. Z Dystansem do wielu rzeczy do których ludzie go nie mają. No albo przynajmniej ludzie w Jej wieku. Ale dla Niej wiek nie istniał, tak jakby zatrzymała się w pewnym momencie, i tylko jej skóra starzała się, mimo to zawsze była uśmiechnięta, radosna i pogodna. Zarażała optymizmem i dobrym nastrojem.

Wypiliśmy kawę, zapaliliśmy papierosa.
Mama H. zapytała mnie:
-A J, jak tam na studiach Ci idzie?
-A no dobrze, tak dobrze.
-Wszytko ok prawda?
-Tak Pani Mamo H, dziękuję.

Potem zapytała Casa.
-A Ty Cas jak tam?
-A no wie Pani, dobrze.
Mimo że Cas był załamany.
-No to dobrze, ciesze się że do mnie wpadliście.

Sama Mama H. nie miała żadnych wieści od samego H. Przynajmniej żadnych o których nie wiedzieliśmy.

Pożegnaliśmy się, obiecując ponowną wizytę i obraliśmy kurs do Casa.

Dochodziła 16 gdy byliśmy na miejscu, Cas z miejsca zaproponował że trzeba już zacząć spożywać nasze trunki.

-No ale stary, jest przecież 16! - Powiedziałem ze zdziwieniem.
-No to co?
-No w sumie... No nic, no ale jest DOPIERO 16!
-A tam, co to za różnica.
-No generalnie żadna a jednak jakaś.
-Dobra, dobra. Chodź.

Konsumpcja była bardzo szybka, z resztą taki był plan. Gdy ja czułem się już całkiem dobrze i na luzie, to Cas prawie że wcale nie okazywał tego samego. On miał mocną głowę. Za mocną. Nie pamiętam sytuacji żebym widział go pod DUŻYM wpływem, zawsze miał kontrolę.

Myślałem że Cas będzie chciał pogadać, o tym jak się czuje, o wszystkim i niczym. O smutkach. Ale nie, Cas nie chciał. Oglądaliśmy filmiki na youtubie, i paliliśmy papierosy.

No comments:

Post a Comment