Thursday, November 14, 2013

Podróż w tam i spowrotem. 14.11.13

H.

Jego nie ma
Nie słychać go
Nie widać
Nie ma go.

Od H. ostatni raz słyszałem 5 listopada. Wtedy to mówił że może to wpadnie w połowie listopada.
Już jest połowa. A jego nie ma.
Może wróci na święta?
Nie, na święta pewnie zostanie.
A może?
Walka w mojej głowie toczy się cały czas, to już nieważne czy wróci jutro czy za miesiąc.
Byle by tylko powiedział, wracam. Niedługo najlepiej.
H. nie odzywa się. Z Casem mieliśmy już wersje że coś mu się stało, sprawdzaliśmy nawet portale z Holandii, czy czasem nie pisali.
Nie pisali.
Może nie ma pieniędzy? Wszak on rozrzutny.
Nie, na telefon, smsa na pewno by miał.
To co w takim razie?

Dziś jako kochany wnuk, zadeklarowałem się że odwiozę moją babcię na dworzec autobusowy.
Niby sama mogła, i chciała, ale wiem że tak jest wygodniej, bezpieczniej i szybciej.

Na miejsce przyjechałem o 17:23. O 23 minuty za późno. Były korki. Mimo że odjazd Jej autobusu był o godzinie 19:22.

Babcia była już gotowa do wyjścia, wyjazdu. W tym momencie.

-O jesteś? - zapytała mnie.
-Nie, nie ma mnie.
-No bo się martwiłam że coś się stało.
-Korki były, wiesz jak jest.
-No tak.
-To jedziemy?
-Babciu, jest 17:28.
-Jest za piętnaście!
-Nie, jest w pół do.
-No to poczekajmy chwilę.

Babcia miała zawsze dziwny zwyczaj "zaokrąglania" godziny. Zawsze dodawała te 15-20 a czasem nawet 25 minut do prawdziwej godziny.
Nie mam pojęcia dlaczego,ale od kąd mój mózg myśli i pamięta było tak od zawsze.
Nawet gdy wstawałem do szkoły o godzinie 7:00, to babcia mówiła że jest 15 po i że się spóźnie.

Chciałem zrobić sobie herbaty, żeby mieć te 20 min dla siebie, w spokoju poczekać jeszcze, a poza tym lubię herbatę.

-Woda jest zakręcona - powiedziała babcia.

No świetnie. I nici z 20 minut spokoju, nici z herbaty.

-To idź odkręć, a ja naleje.

Woda powoli się gotowała.
Babcia gdy dowiedziałem się że sprzedałem Helmuta, oraz usłyszała że chcę zrobić gaz w nowym samochodzie ze względu na duży silnik powiedziała:

-Ale po co masz mu zakładać gaz? Nie lepiej odłożyć te pieniądze, sprzedać tego co masz i kupisz sobie takiego za 5 tysięcy który będzie dobry.
-Babciu, ten samochód jest dobry.
-A jak Ci się rozkraczy za pół roku?
-To się rozkraczy, i go naprawię.
-Ale po co Ci ten gaz?
-Bo dużo pali.
-To kup sobie coś z silnikiem 1.4. tak żeby Ci paliło 6-7 litrów.
-Ale ja nie chcę czegoś nowego, ani nic z silnikiem 1.4. Chcę ten, lubię go, jest w dobrym stanie.

Ta rozmowa trwała jeszcze przez jakiś czas, ja argumentując moje racje obliczeniami i czystą logiką przegrywałem z babcią która posługiwała się tylko swoim przeczuciem.

Niestety herbata dała mi tylko 15 min, i tak musiałem wyjechać już o 17:54.
Spakowałem torbę babci do samochodu i ruszyłem w trasę którą znałem już na pamięć.

-Tylko jedź powoli.
-Babciu, jadę 80.
-Tu jest do 70.
-Nie martw się, nie znalazłem prawa jazdy w płatkach śniadaniowych.
-A tam, nieważne ile już masz.
-Plus znam tę trasę na pamięć.
-O, tam pamięć, zawsze coś się może zdarzyć.

Babcia nie wiedziała jednak jednego. Ja zawsze zakładałem że inni kierowcy to idioci, i że chcą mnie zabić.
Wciąż żyje.

Zakopianka była o dziwo przejezdna, tak że w centrum byliśmy już ok 18:25.

Babcia pytała o H.
Twierdziła że wszelka praca za granicą jest zła, nieopłacalna i nie trzyma się kupy. Że potem się sprząta ulice.

-Babciu, ja po studiach od razu chcę jechać do Stanów albo Kanady.
- Oj, od razu jechać, tu da się żyć.
-Nie, babciu. Tutaj to piekło. Bez kontaktów będziesz zarabiać 1500 zł do śmierci.
-A tam piekło, tutaj jak masz wykształcenie to da się żyć.
-Ulotkarz w stanach zarabia 11$ na godzinę...

Centrum było zakorkowane, radio było wyłączone bo babcia go nie lubiła. Dobrze że mogłem słuchać silnika, gdyż on za każdym razem wydawał piękny mruczący dźwięk.

Po znalezieniu miejsca i dostaniu się do galerii była godzina 18:55.

Babcia uważała że nie zdążymy, i że przejście na dworzec zajmie nam 20 min. Wprowadziła chaos i panikę w moje spokojne życie. Nienawidziłem tego, ale taka była. Mimo że do dworca było 5 min drogi. Pytała losowo napotkanych ludzi w galerii o drogę, mimo że znaki wyraźnie pokazywały jaką drogę należy obrać aby dostać się na dworzec. Taka groteska.

Na dworcu byliśmy 19:00. Babcia będąc w jeszcze większej panice pobiegła do informacji aby dowiedzieć się skąd odjeżdża jej autobus, mimo że mówiłem jej że zapewne ta informacja znajduje się na biletach które miała ze sobą. Ale jak to babcia, nie słuchała mnie.

W końcu 19:05 byliśmy na peronie z którego 19:22 miał odjechać jej autobus, i zawieźć ją do sanatorium w Ustce. Autobus się spóźnił. Przyjechał dopiero 19:28.

-I widzisz babciu? Byliśmy 20 minut przed czasem, zdążyliśmy spokojnie. Po co ta panika?
-Aaaaa. Ja tam zawsze lubię być gdzieś pół godziny wcześniej, na spokojnie.
-Oj babciu babciu...

Zapakowałem jej walizkę do autobusu i uścisnąłem ją.

Babcia jednak miała to do tego, że przez swoje zachowanie wysysała z innych energię życiową, oraz powodowała pustkę psychiczną. Nie wiem czy świadomie czy nie. Więc czułem się pusty psychicznie.

Przy opuszczaniu dworca zrobiłem jeszcze zdjęcie znaku: "wyjście do miasta" i wysłałem je Kunie.
Ona dobrze wiedziała o co mi chodzi.

No comments:

Post a Comment