Moje stare wiersze. Może będę wrzucać nowe.
Papieros
Papieros
Pali się
Jeszcze ciepły
Nieosiągalny
Jak ja
Dopala się łatwo
Łatwo wdycha w płuca
I gaśnie
Zimy
To ja
Poranek
Budzik dzwoni
Budzę się z nim
W harmonii
Ten poranek jeszcze wczesny
Ja już nie śpię
Nie
W nowy dzień wchodzę
Żeby znowu zasnąć
I zapomnieć
W kierunku oczywistym
Idę, ja
Prosta droga układa się w jedność
Spotykam słońce
Pytam, świeci w odpowiedzi
Odpowiedź jasna jak ono samo
Potem księżyc mijam wnikając w zimne łąki i czarne gwiazdy
On już nie milczy, niemy.
Parzenie.
Parzę się jak herbata
Mocny w smaku
To zależy od czasu wbrew pozorom
Wyboru nie mam ja
Kubek nagrzewa się
Paruje jak śnieg
-Nie słodzę, nie trzeba
Jestem herbatą
Czasem nieosiągalną.
Kaloryfer
Woda wrze
Jak może
Wlewa się szybko
Nic ciepłego
Lubię zimę
Potrzeba wielka w służbie
Lecz bez odznaczeń
Istnieję
I pamiętajcie
Zimno.
Poranek
Światło
Wyjmowany prędko
Wpadam, uderzam z impetem
Gorąco i nie ma mnie
Wszak poranek już nastał
I pobudzam szybko, lecz bez pośpiechu
I zostaję na długo
Czym się stałem.
„Błądzenia”
Pytam ludzi
Odpowiedzi mało
Za to ruch dziś duży
Wszyscy stoją, nikt nie pyta
Wszyscy błądzą
W nieokreślonym ruchu tylko trawa
Argumentów brak
Ciężko oddychać
Łatwo o pośpiech
-Jestem spóźniony
-W praktyce gdzie się spieszyć?
-I tak przecież wszyscy się wyśpimy.
„Chaos kontrolowany”
Czego pragnę –jej
Włosy jej rude wychodzą przez głowę-jej
Zasypiam i budzę się-ona
Tak trudno wydobyć ją z myśli-ją
Jak wygodnie, niech zostanie-ona
Chłód
Zimno przechodzi
Przez mnie
Jestem zimny
W środku drzewa
Jeszcze wciąż zielony
Nie spadam
I tylko ta klatka zostaje
I chłód
Ostrze
Wchodzi w głąb mojej duszy
Czarne
Rozrywa ją
Tak samo jak emocję
Szczęście
Uśmiech
Brutalnie i skutecznie
Zostaje tylko smutek
Cierpienie podtrzymuje ten efekt
Spadanie
Kiedy spadasz wszystko jest proste
Z dalekiej perspektywy
Dajmy na to 5 piętro
Wszystko mija szybko
Taka metafora życia
Spadasz
Ale czasem kiedy spadasz
Latasz
Proste wnioski
Wyciągam je niczym asy z rękawa
Patrząc na mój stół
Znam magiczne sztuczki
Tylko wciąż nie opanowałem
Zapominania wspomnień
I tej magicznej przeszłości
Zimny chodnik
Czasem nic nie zostaje
Ja się nie dziwie temu
Tylko cierpienie i strach
Porzuć wszystko co ludzkie
Inaczej nie będziesz tutaj pasować
Życie w tym miejscu
Żyję tutaj
Teraz
Nie stać mnie na luksus dnia wczorajszego
Na jutro sobie pozwalam
Lecz ono wciąż zielone
Żyję
Oddycham dzisiaj
Wykrztusiłem jeszcze trochę wczoraj
I wciąż dławię się jutrem
No comments:
Post a Comment