Skończyła się sesja, udało mi się ją zdać, a wizja wolnego września była co najmniej obiecująca.
Jako że większość swojego czasu spędzam w pracy, nie było o czym pisać, jak to mówi stare przysłowie - "Same Shit, different Days" i to mniej więcej określa jak na chwilę obecną wygląda moje życie.
W poniedziałek miałem wolne, był to pierwszy dzień wolny od 6 dni pracy, byłem bardzo zadowolony i już miałem w głowie plany jak zagospodaruję całe 12h z tego dnia.
Lecz wtedy, zadzwoniła babcia i poprosiła o pomoc, a bardziej o "Wpadnięcie na chwilę", Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-Wpadłbyś do mnie na chwilkę, trzeba tylko trawę wykosić, bo generalnie nie ma dużo do zrobienia - powiedziała Babcia
-No dobrze, ale o której u Ciebie mam być?
-Noooo, o której Ci pasuje, jak się wyśpisz.
-To będę koło 14 - odrzekłem, gdyż myślałem że uwinę się w parę godzin i będę mógł mieć choć trochę czasu dla siebie.
U babci byłem o godzinie 14:16, czyli spóźniony. Babcia specjalnie się tym nie przejęła i od razu przeszła do rzeczy.
-Idź, przebierz się i koś trawnik bo grzmiało rano, a burza idzie. A, i ugotowałam zupę, rosół.
Tak też zrobiłem, o dziwo rosół o którym wspominała Babcia był tak naprawdę barszczem czerwonym (?), lecz potrafiła gotować, i tak najedzony poszedłem kosić trawnik.
Kiedy to robiłem moją uwagę przykuło rusztowanie u sąsiadów, ocieplali dom czy coś.
Był tam pan Zbyszek, stary sąsiad z którym znałem się dobrze, a który był najlepszym przyjacielem mojego dziadka.
Babcia chcąc zagadać czy być miłą, krzyknęła przez ogrodzenie:
-oooo, Widzę że jest Majster! (I nie miała tutaj na myśli Pana Zbyszka)
-Jak?! TU jest majster! - Odrzekł lekko poirytowany Pan Zbyszek któremu najwidoczniej nie odpowiadała sytuacja w jakiej postawiła, lub nie postawiło go moja babcia.
Podczas moich dalszych wojaży z kosiarką, moim oczom ukazał się śmieszny mały ptak z pomarańczowym dziobem, od Babci dowiedziałem się że to Kos.
Kos wcale nie bał się mnie ani kosiarki, a szczęśliwie skakał na swoich ptasich łapkach i wydziobywał pozostałości które zostawały po skoszeniu trawnika, które zapewne gdzieś odkładał. Czasem podskakiwał nawet na wyciągnięcie ręki, ale wciąż miałem wrażenie że nie boi się mnie wcale, i tak nazwałem go "BroBird". Ciekawe czy wciąż gdzieś tam mieszka.
Po skończeniu koszenia trawnika, musiałem jeszcze obrać czereśnie albo wiśnie, sam już nie pamiętam. Praca nie była ciężka ale bardzo upierdliwa, słyszałem narzekanie Babci że jak to ja mało zbieram i omijam te najważniejsze i najładniejsze, a przecież jest ich tam tyle.
Potem przyszła kolej na węgiel, którego miało być "tylko trochę" a okazało się że było go aż 1,5 tony.
Zrzuciłem pół, licząc że zjem obiad a dokończę pracę kiedy indziej, niestety babcia była innego zdania i nalegała aby cały węgiel zrzucony był jeszcze dziś. Tak też zrobiłem.
Po odrobieniu się ze wszystkim, miałem jechać do cioci z okazji jej imienin i złożyć Jej życzenia, dodatkowo dostałem od Babci listę zakupów, które to miałem zrobić w "Kurdeszu" po drodze.
Pogoda była ładna, zakupy poszły szybko, a zaraz po nich obrałem kurs do Cioci.
Ciocia była bardzo zaskoczona moimi odwiedzinami, jak zwykle bardzo gościnna, poczęstowała mnie kompotem i plackiem, jak i również dała mi go abym to wziął go do domu. Porozmawialiśmy, a jako że godzina była późna, obrałem kurs na dom.
Wpadłem jeszcze do Casa, gdyż teraz widujemy się średnio raz w tyg. ze względu na pracę moją i Jego. Więc każda chwila z Nim jest dla mnie cenna i ważna.
Z Casem porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, i mimo że nie były to bardzo poważne tematy, to jednak każdorazowa rozmowa z Nim napełniała mnie, Cas już od jakiegoś czasu jest mi tym bardziej bliższy ze względu na nieobecność H.
Z H. nie piszemy dużo, zapewne też jest zapracowany, wymieniamy się raczej raportami, lecz to Jemu jak i paru innym osobom obiecałem nową notkę, i to właśnie Im ją dedykuję.
Liczę że H. niedługo wróci, choćby na kilka dni. Brakuje mi go bardzo.
Postaram się aby notki były częstsze, lecz staram się kierować jakością nad ilością. Jako że teraz dużo pracuję, a o pracy nie chcę pisać, notki mogą być troszkę ograniczone, lecz wciąż są prosto z serca.